Zaraz po przebudzeniu usiadła gwałtownie na łóżku. Odczekała chwilę bagatelizując to, że kręci jej się w głowie. Śniadanie zastąpiła oczywiście kawą i
papierosem, choć właścicielka mieszkania wyraźnie poleciła, aby od palenia się wstrzymać. Olivia nie przejęła się tym znacząco, bo doskonale
wiedziała, że skoro zapis taki nie znajduję się w umowie najmu to może robić co
jej się żywnie podoba. Sprawdziła skrzynkę pocztową z niesmakiem stwierdzając,
że nie otrzymała żadnej odpowiedzi odnośnie pracy. Skrzywiła się. Upijając
ostatni łyk kawy zastanawiała się od czego powinna zacząć. Czy dom rodziców był
dobrym pomysłem? Czy znajdzie tam coś znaczącego? Gdyby tak było
to chyba przez tyle lat ktoś by się tego pozbył, prawda? Edi nie lubił chodzić
do tamtego domu, niemal wcale go nie odwiedzał, no chyba że chciał zorganizować
jakąś dobrze zakrapianą imprezę za plecami Luisa. Jakby było możliwe zrobienie
czegoś w tym mieście w tajemnicy przed wszystkowiedzącym facetem. Bądź co bądź
oboje unikali tego miejsca. Zamknęli je na cztery spusty, zadecydowali, że go
nie sprzedadzą, choć zawsze mieli do niego klucze. Mogłaby podejrzewać, że jej były
ukochany również je posiada, ale nie miała co do tego stuprocentowej pewności. Od czegoś
trzeba zacząć. Zaczepić się jakiegoś punktu wyjścia. Rozmyślanie na
temat feralnego dnia wypadku starała się ze wszystkich sił odkładać na później,
chociaż byłby to dobry początek. Zebranie wszystkich faktów, na spokojnie,
ułożenie spójnej całości. Otworzyła nowy plik edytora tekstowego, chwilę się
zawahała, po czym zamknęła go. Korzystanie z komputera podłączonego do sieci
nie jest dobrym pomysłem. Byłoby głupie popełnienie takiego błahego błędu na
samym początku.
- Nie tak łatwo Luis – szepnęła cicho i
uśmiechnęła się z nieukrywaną satysfakcją. Otworzyła jeden z kołowych notesów
na pierwszej stronie, chwyciła za długopis i postanowiła wypisywać rzeczy w
punktach, aby nic jej nie umknęło. Dwudziesty
trzeci września, data wyryta w pamięci. Co się wtedy wydarzyło? Zapowiadało się
zupełnie normalnie, ona siedziała przejęta jedynie swoim losem. Mieli wybrać
się Luisem na kolację do eleganckiego lokalu. Była obrażona, bo mimo że się
wyszykowała i nastawiła na spotkanie z innymi ludźmi on w ostatniej chwili
postanowił zostać w domu. Nienawidziła sytuacji w których się rozmyślał, nie
dawała sobie rady ze zmianą tego, co już ustalono. Była zwyczajnie
rozpieszczona. Edi żył własnym życiem. Nie powiedział gdzie idzie, ani po co wychodzi.
Zresztą trwał czas kłótni. Brat, co oczywiste, wściekał się o jej związek z
Luisem, o powierzchowność, dziecinadę i o to, że jego zdaniem dawała się
wykorzystywać. Bolało to, że nie potrafił zaakceptować jej związku, ale co
miała zrobić? Od obu była zależna. Edi proponował nawet, aby spakowali się i wyjechali,
bo przecież byli pełnoletni. Olivia nie chciała uciekać od Luisa, a Holmberg nie chciał wyjeżdżać sam.
Podsumowując nie odzywał się, więc usłyszała tylko, że wychodzi ostentacyjnie
trzaskając frontowymi drzwiami. Chociaż z Luisem często się kłócili to Edi się
nie wyprowadził, ponieważ jej pilnował, jakby groziło jej jakieś niebezpieczeństwo. Bardzo bolało ją, że ich relacje zanim
zginął nie były lepsze. Wyszedł i nie wrócił, o trzeciej w nocy obudził ją
telefon, który odebrał Luis, normalnie policjant poprosiłby do słuchawki Olivię, ale
jako, że doskonale znali jej ukochanego to jemu powiedzieli, że Edi miał wypadek i nie żyje.
W nocy wokół panuje cisza, więc nie musiał tego powtarzać, usłyszała i świat
zawalił się wtedy ostatecznie. Mimo, że długi czas potem nie chciała nic mówić,
a większość wydarzeń pamięta jedynie przez mgłę spowodowaną łzami w oczach to
teraz postanowiła się skupić i coś z siebie wykrzesać, bo na razie z ważnych
informacji zapisała tylko „policjant informuje Luisa o śmierci – trzecia w
nocy”. Ukochany nie chciał zabrać jej na miejsce zdarzenia, ale go uprosiła.
Pojechali tam jego samochodem. Oczywiście nad kanionem zebrał się tłum gapiów.
Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dotyczy jej brata. Droga została
zablokowana, wokół przebiegała żółta policyjna taśma. Jakoś przepchali się
poprzez ludzi, przekroczyli granicę, która zamknięta była dla pozostałych,
ciało Ediego już zabrano. Na zboczu zauważyła leżącą Mazdę RX-7 trzeciej
generacji. Nie przypominała w tym momencie wyścigowego samochodu brata,
wyglądała jak stary, brzydki grat i zupełnie straciła kolor. Dopiero potem
dotarło do niej, że przyczyną tego był, ugaszony już przez straż, pożar. Wtedy
podszedł do nich policjant, żałowała, że nie zapamiętała nazwiska, albo też
wcale się nie przedstawił. Polecił poczekać w domu na telefon lub przyjść
następnego dnia na komisariat. Nie chciała iść. Usiadła na ulicy i płakała, a
Luis nie chcąc ciągnąć jej jak worek ziemniaków do samochodu pozwolił, aby
sobie ulżyła. Potem jakimś cudem wylądowali na komisariacie, zapewne tam
pojechali. Siedziała owinięta w koc, a młoda policjantka na siłę wciskała jej
plastikowy kubek z herbatą, jakby to miało pomóc. Usłyszała, że będzie musiała
zidentyfikować ciało. Luis nie mógł jej w tym wyręczyć ponieważ nie był z
rodziny. Dziwne, że tego nie przeforsował, a może chciał, aby była pewna, że
nikt inny nie siedział w tym samochodzie. Nawet dobrze nie weszła do środka
sterylnego pomieszczenie, a już pokiwała głową, że to na pewno on. Za wszelką
cenę chciała sobie przypomnieć obrażenia jakie poniósł. W głowie jednak
panowała pustka, pominęła ten fakt, wyrzuciła go z pamięci. Rytmicznie stukała
długopisem o biurko, ale w niczym to nie pomagało. Była wściekła uświadamiając
sobie, że mając te dziewiętnaście lat emocjonalnie nadal pozostawała małą
dziewczynką i ufała temu staremu gnidzie. Dobra, nie takiemu staremu, może
byłoby łatwiej gdyby nie był tak cholernie przystojny i nie podobał jej się od
podstawówki. Skupiła uwagę i
przywoływała tamto wydarzenie dalej. Znów znalazła się na komisariacie, słowa
policjanta wyryły jej się w pamięci.
- Przykro mi, ale pan Holmberg popełnił
samobójstwo. Badanie toksykologiczne wskazało obecność substancji nasennej.
Szkoda chłopaka, ale zamykamy śledztwo. Proszę tutaj podpisać – pamiętała, że
się wściekła, ale to nie znaczyło, że zaczęła wrzeszczeć na policjanta, wręcz
przeciwnie, stawała się wtedy poważna i miała ochotę go zabić, chociaż nie
wypadało wypowiadać się o tym głośno.
- Nie wierzę.
Dlaczego miałby się zabijać? Nie było takiego powodu. On był młody, szczęśliwy,
miał wszystko, co się wydarzyło, że miałby chcieć się zabić i to w taki sposób?
– rozłożyła ręce nie rozumiejąc co się wokół dzieje.
- Wstrzyknął
sobie substancję używaną również jako narkotyk i pojechał na zbocza. Wykluczamy
udział osób trzecich… - choć miała wlepiony wzrok w policjanta to zauważyła
kontem oka, że Luis dał mu subtelny znak dłonią i ten skończył tłumaczyć.
Przypominając sobie tą krótką rozmowę doszła do wniosku, że właściwie nigdy nie
podpisała tych akt, co od razu podkreśliła w notatkach, bo zdecydowanie
należało wyjaśnić co się stało. Było coś jeszcze, na co dotychczas nie zwróciła
uwagi. Strzykawka. Tamten wyraźnie powiedział, że Edi wstrzyknął sobie tę
substancję, a nie ją połknął. Był tylko jeden zasadniczy problem, jej brat
uciekał od wszystkiego co kuło. W dzieciństwie zawsze wrzeszczał najgłośniej ze
wszystkich i nie chciał dać się ukłuć nawet w palec. Omijał szczepienia jak
szło, a od kiedy nie było osoby, która by go w tym czasie utrzymała to nie
dostał już żadnego zastrzyku – nawet tych obowiązkowych. Ba! Nie lubił
przejeżdżać ulicą obok przychodni i zawsze się na ten widok krzywił.
Oczywiście, że Edi nie użyłby do tego strzykawki. Gdyby coś połknął to byłoby
to wiarygodne. Zastanowiła się. No dobrze, ktoś wstrzykuję sobie coś w żyłę i
po cholerę jedzie na zbocze, aby zginąć w ten sposób? Jest rządny wrażeń?
Wystarczyłoby, aby pochłonąć tej substancji zbyt wiele, usnąć i nigdy się nie
obudzić. Ona by tak zrobiła. Dobrze, inna opcja, Edi nie wie co przyjmuję, myśli,
że to narkotyk, daje się podpuścić i jedzie się ścigać na zbocze, po czym
ginie, ponieważ to środek nasenny. Pokręciła głową. Bezsensu, tę opcję wyklucza
jego fobia. Luc nie stronił od narkotyków, ale za każdym razem, kiedy ten chciał coś wziąć, brat Livii
wysyłał go za drzwi. Pamiętała to dokładnie, bo raz, kiedy pokłóciła się z
Louisem poszła z Edim do niego, tamten był z tego powodu bardzo rozbawiony, ale
jednak kiedy przyszło co do czego to wyszedł. Dla niej istniała więc tylko jedna wiarygodna
wersja: ktoś umyślnie zamordował jej brata. Pewnie były to dwie osoby, jedna
zdecydowanie silniejsza. Wstrzyknęli mi to, aby nie było podejrzeń. Pojechali
jego samochodem nad kanion, a potem po prostu zepchnęli auto, które miało się
spalić wraz z ciałem i zatuszować wszelkie ślady. Zapomnieli jednak przypiąć go
pasami i pod wpływem uderzenia siła wypchnęła Ediego przez szybę. Stwierdziła, że
to nie wygląda zbyt profesjonalnie. Jak na zawodowców popełniono zbyt wiele
błędów, na które policja ochoczo przymknęła oczy. Dla innych
zapewne pierwszym podejrzanym byłby Luis. Nie dla niej, mógł o całej sprawie
wiedzieć i nie kiwnąć palcem, tak z przekory, co by oznaczało, że dla niej i
tak jest przegrany, jednakże nie wierzyła, że on to zaplanował. Musiała
przecież szczerze przyznać, że on nie był w niej zakochany, stanowili związek z
przysłowiowego braku-laku. Mieszkała z nim, więc zaspokajał swoje podstawowe
potrzeby bez trudu, żył wygodnie, gdyby wyjechała to znalazłby sobie z
łatwością kogoś innego i nie rozpaczał z tego powodu. Śmierć jej brata przyprawiła
mu tylko problemów, bo ona znów popadała w depresję i powtarzał się schemat z
czasu, kiedy zamordowano rodziców. Zresztą Edi nie przeszkadzał mu jakoś
bardzo. Nie mieszał się w interesy, ścigał się jedynie, ale do tego każdy miał
prawo. Trochę przegrywał, trochę wygrywał, nie był wybitny na tyle, aby ktoś go
postanowił z tego powodu zlikwidować. Musiało być coś jeszcze, coś o czym nie
miała pojęcia, ale planowała to odkryć. Brat nie należał do głupich, nie
spotkałby się z nikim nad kanionem, chyba że przyszłoby mu do głowy się pojedynkować,
ale czy było warto? Nikt nie przepadał za tą trasą, kiedy była uwzględniona w
wyścigach to w imprezie brali udział tylko naprawdę uzdolnieni i doświadczeni
kierowcy. Edi nie lubił tam jeździć, więc ograniczał tego typu wyprawy do
absolutnego minimum. To by tłumaczyło czas jaki minął od podania leków do
samego wydarzenia. Wielka szkoda, że nigdy nie odnalazł się telefon brata, może
to powiedziałoby coś więcej. Jacyś ludzie chodzą teraz po ziemi z informacjami
na ten temat i nie chcą się z nią podzielić. Jakie to było irytujące.
Zdenerwowała
się na siebie, siedziała już tutaj ponad dwie godziny, paliła papierosy z
uporem maniaka, stukała paznokciami bądź długopisem o biurko i tkwiła w miejscu
wyjścia. Pamięć ją zawodziła. Powinna odnaleźć policjanta, który zajmował się
tą sprawą. Na liście rzeczy do załatwienia znajdował się jeszcze dom rodziców
oraz rozmowa z Luciem. Ten ćpun zapewne nic jej nie powie. Szkoda, bo byłby świetnym źródłem informacji, spędzał z Edim bardzo dużo czasu. Jeżeli
tego dnia rzeczywiście mieli się ścigać nad kanionem, to tamten też musiał tam
być. Tyle tylko, że podejrzewała, że nic takiego nie miało mieć miejsca. To
wersja Luisa, która z pewnością chętnie zakrzywiał fakty, aby tylko nie
przyszło jej do głowy nic głupiego. Może miał rację? W co ona się pakuję? Najważniejsze,
że miała zaplanowane zajęcia na kolejne dni. Stanęła przed lustrem, uczesała
się i wytuszowała rzęsy uśmiechając się ironicznie do własnego odbicia.
- Jesteś kobietą Liv, co ma Ci pomóc jak nie
urok? Przecież doskonale potrafisz owijać sobie facetów wokół palca, swoją
bezradnością, tym, że z niczym sobie nie radzisz i pięknie wyglądasz. Sami
uwielbiają Ci pomagać – pokiwała głową wyraźnie zadowolona z siebie. Teraz
tylko pozostawało sprawdzić czy w policji pracuje ktoś kto by się do tego
nadawał. Musi to zrobić zanim rozniosą się plotki.
***
Dwóch mężczyzn
siedziało na tylnej kanapie samochodu, który powoli się przemieszczał. Można by odnieść wrażenie, że właśnie
zwiedzają miasto, bo nie patrzyli na siebie tylko w okna, no i wymieniali
jedynie szczątkowe informacje. Jeden z nich był nieco starszy, drugi natomiast
wyglądał na takiego w sile wieku. Właściwie ciężko było określić.
- Mam to
zrobić? – spytał młodszy, w jego głosie nie można było usłyszeć choćby drżenia
z powodu emocji, jakby się ich zupełnie wyzbył. W powietrzu jednak czuło się napiętą
atmosferę.
- Nie, jeszcze
nie. Mamy czas. Musisz się jeszcze dużo nauczyć. Tyle lat cię szkolę, a ty
nadal pewnych rzeczy nie umiesz zrozumieć. Sytuację trzeba prowadzić tak, aby z
wad uczynić zalety. Z tej sytuacji wyjdzie coś złego, ale nie dla nas.
Spokojnie, Olivia wymyśli jakąś pokrętną historię. Przecież cały czas mamy nad
nią kontrolę – starszy pokiwał głową z delikatnym uśmiechem.
- Nienawidzę
tego pieprzonego miasta – warknął drugi – jeżeli to już wszystko to wysadź mnie
na lotnisku. Londyn czeka – dopiero teraz starszy zauważył, że jego towarzysz
ściska w dłoni bilet. Nie pokazał mu, jak bardzo ta wiadomość go nie zadowoliła.
*********************
Dla ciekawych świata na animacji rzeczywiście jeździ mazda RX7, to scena z szybkich i wściekłych, prawdopodobnie z "Tokio Drift". Jestem oddaną fanką NFS oraz tego typu samochodów. Jak będę miała pieniądze to sobie coś fajnego kupię w tym guście :)
Livia wraca w myślach do wypadku. Po dwóch notkach, w których właściwie przedstawiałam bohaterów przyszedł czas na poznanie podstawowych okoliczności.
Livia wraca w myślach do wypadku. Po dwóch notkach, w których właściwie przedstawiałam bohaterów przyszedł czas na poznanie podstawowych okoliczności.