wtorek, 24 września 2013

Część trzecia


"błędem, ja­ki często po­pełnia człowiek jest cze­kanie na błąd in­nej osoby..."

Zaraz po przebudzeniu usiadła gwałtownie na łóżku. Odczekała chwilę bagatelizując to, że kręci jej się w głowie. Śniadanie zastąpiła oczywiście kawą i papierosem, choć właścicielka mieszkania wyraźnie poleciła, aby od palenia się wstrzymać. Olivia nie przejęła się tym znacząco, bo doskonale wiedziała, że skoro zapis taki nie znajduję się w umowie najmu to może robić co jej się żywnie podoba. Sprawdziła skrzynkę pocztową z niesmakiem stwierdzając, że nie otrzymała żadnej odpowiedzi odnośnie pracy. Skrzywiła się. Upijając ostatni łyk kawy zastanawiała się od czego powinna zacząć. Czy dom rodziców był dobrym pomysłem? Czy znajdzie tam coś znaczącego? Gdyby tak było to chyba przez tyle lat ktoś by się tego pozbył, prawda? Edi nie lubił chodzić do tamtego domu, niemal wcale go nie odwiedzał, no chyba że chciał zorganizować jakąś dobrze zakrapianą imprezę za plecami Luisa. Jakby było możliwe zrobienie czegoś w tym mieście w tajemnicy przed wszystkowiedzącym facetem. Bądź co bądź oboje unikali tego miejsca. Zamknęli je na cztery spusty, zadecydowali, że go nie sprzedadzą, choć zawsze mieli do niego klucze. Mogłaby podejrzewać, że jej były ukochany również je posiada, ale nie miała co do tego stuprocentowej pewności. Od czegoś trzeba zacząć. Zaczepić się jakiegoś punktu wyjścia. Rozmyślanie na temat feralnego dnia wypadku starała się ze wszystkich sił odkładać na później, chociaż byłby to dobry początek. Zebranie wszystkich faktów, na spokojnie, ułożenie spójnej całości. Otworzyła nowy plik edytora tekstowego, chwilę się zawahała, po czym zamknęła go. Korzystanie z komputera podłączonego do sieci nie jest dobrym pomysłem. Byłoby głupie popełnienie takiego błahego błędu na samym początku.
 - Nie tak łatwo Luis – szepnęła cicho i uśmiechnęła się z nieukrywaną satysfakcją. Otworzyła jeden z kołowych notesów na pierwszej stronie, chwyciła za długopis i postanowiła wypisywać rzeczy w punktach, aby nic jej nie umknęło. Dwudziesty trzeci września, data wyryta w pamięci. Co się wtedy wydarzyło? Zapowiadało się zupełnie normalnie, ona siedziała przejęta jedynie swoim losem. Mieli wybrać się Luisem na kolację do eleganckiego lokalu. Była obrażona, bo mimo że się wyszykowała i nastawiła na spotkanie z innymi ludźmi on w ostatniej chwili postanowił zostać w domu. Nienawidziła sytuacji w których się rozmyślał, nie dawała sobie rady ze zmianą tego, co już ustalono. Była zwyczajnie rozpieszczona. Edi żył własnym życiem. Nie powiedział gdzie idzie, ani po co wychodzi. Zresztą trwał czas kłótni. Brat, co oczywiste, wściekał się o jej związek z Luisem, o powierzchowność, dziecinadę i o to, że jego zdaniem dawała się wykorzystywać. Bolało to, że nie potrafił zaakceptować jej związku, ale co miała zrobić? Od obu była zależna. Edi proponował nawet, aby spakowali się i wyjechali, bo przecież byli pełnoletni. Olivia nie chciała uciekać od Luisa, a Holmberg nie chciał wyjeżdżać sam. Podsumowując nie odzywał się, więc usłyszała tylko, że wychodzi ostentacyjnie trzaskając frontowymi drzwiami. Chociaż z Luisem często się kłócili to Edi się nie wyprowadził, ponieważ jej pilnował, jakby groziło jej jakieś niebezpieczeństwo. Bardzo bolało ją, że ich relacje zanim zginął nie były lepsze. Wyszedł i nie wrócił, o trzeciej w nocy obudził ją telefon, który odebrał Luis, normalnie policjant poprosiłby do słuchawki Olivię, ale jako, że doskonale znali jej ukochanego to jemu powiedzieli, że Edi miał wypadek i nie żyje. W nocy wokół panuje cisza, więc nie musiał tego powtarzać, usłyszała i świat zawalił się wtedy ostatecznie. Mimo, że długi czas potem nie chciała nic mówić, a większość wydarzeń pamięta jedynie przez mgłę spowodowaną łzami w oczach to teraz postanowiła się skupić i coś z siebie wykrzesać, bo na razie z ważnych informacji zapisała tylko „policjant informuje Luisa o śmierci – trzecia w nocy”. Ukochany nie chciał zabrać jej na miejsce zdarzenia, ale go uprosiła. Pojechali tam jego samochodem. Oczywiście nad kanionem zebrał się tłum gapiów. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dotyczy jej brata. Droga została zablokowana, wokół przebiegała żółta policyjna taśma. Jakoś przepchali się poprzez ludzi, przekroczyli granicę, która zamknięta była dla pozostałych, ciało Ediego już zabrano. Na zboczu zauważyła leżącą Mazdę RX-7 trzeciej generacji. Nie przypominała w tym momencie wyścigowego samochodu brata, wyglądała jak stary, brzydki grat i zupełnie straciła kolor. Dopiero potem dotarło do niej, że przyczyną tego był, ugaszony już przez straż, pożar. Wtedy podszedł do nich policjant, żałowała, że nie zapamiętała nazwiska, albo też wcale się nie przedstawił. Polecił poczekać w domu na telefon lub przyjść następnego dnia na komisariat. Nie chciała iść. Usiadła na ulicy i płakała, a Luis nie chcąc ciągnąć jej jak worek ziemniaków do samochodu pozwolił, aby sobie ulżyła. Potem jakimś cudem wylądowali na komisariacie, zapewne tam pojechali. Siedziała owinięta w koc, a młoda policjantka na siłę wciskała jej plastikowy kubek z herbatą, jakby to miało pomóc. Usłyszała, że będzie musiała zidentyfikować ciało. Luis nie mógł jej w tym wyręczyć ponieważ nie był z rodziny. Dziwne, że tego nie przeforsował, a może chciał, aby była pewna, że nikt inny nie siedział w tym samochodzie. Nawet dobrze nie weszła do środka sterylnego pomieszczenie, a już pokiwała głową, że to na pewno on. Za wszelką cenę chciała sobie przypomnieć obrażenia jakie poniósł. W głowie jednak panowała pustka, pominęła ten fakt, wyrzuciła go z pamięci. Rytmicznie stukała długopisem o biurko, ale w niczym to nie pomagało. Była wściekła uświadamiając sobie, że mając te dziewiętnaście lat emocjonalnie nadal pozostawała małą dziewczynką i ufała temu staremu gnidzie. Dobra, nie takiemu staremu, może byłoby łatwiej gdyby nie był tak cholernie przystojny i nie podobał jej się od podstawówki.  Skupiła uwagę i przywoływała tamto wydarzenie dalej. Znów znalazła się na komisariacie, słowa policjanta wyryły jej się w pamięci.
 - Przykro mi, ale pan Holmberg popełnił samobójstwo. Badanie toksykologiczne wskazało obecność substancji nasennej. Szkoda chłopaka, ale zamykamy śledztwo. Proszę tutaj podpisać – pamiętała, że się wściekła, ale to nie znaczyło, że zaczęła wrzeszczeć na policjanta, wręcz przeciwnie, stawała się wtedy poważna i miała ochotę go zabić, chociaż nie wypadało wypowiadać się o tym głośno.
- Nie wierzę. Dlaczego miałby się zabijać? Nie było takiego powodu. On był młody, szczęśliwy, miał wszystko, co się wydarzyło, że miałby chcieć się zabić i to w taki sposób? – rozłożyła ręce nie rozumiejąc co się wokół dzieje.
- Wstrzyknął sobie substancję używaną również jako narkotyk i pojechał na zbocza. Wykluczamy udział osób trzecich… - choć miała wlepiony wzrok w policjanta to zauważyła kontem oka, że Luis dał mu subtelny znak dłonią i ten skończył tłumaczyć. Przypominając sobie tą krótką rozmowę doszła do wniosku, że właściwie nigdy nie podpisała tych akt, co od razu podkreśliła w notatkach, bo zdecydowanie należało wyjaśnić co się stało. Było coś jeszcze, na co dotychczas nie zwróciła uwagi. Strzykawka. Tamten wyraźnie powiedział, że Edi wstrzyknął sobie tę substancję, a nie ją połknął. Był tylko jeden zasadniczy problem, jej brat uciekał od wszystkiego co kuło. W dzieciństwie zawsze wrzeszczał najgłośniej ze wszystkich i nie chciał dać się ukłuć nawet w palec. Omijał szczepienia jak szło, a od kiedy nie było osoby, która by go w tym czasie utrzymała to nie dostał już żadnego zastrzyku – nawet tych obowiązkowych. Ba! Nie lubił przejeżdżać ulicą obok przychodni i zawsze się na ten widok krzywił. Oczywiście, że Edi nie użyłby do tego strzykawki. Gdyby coś połknął to byłoby to wiarygodne. Zastanowiła się. No dobrze, ktoś wstrzykuję sobie coś w żyłę i po cholerę jedzie na zbocze, aby zginąć w ten sposób? Jest rządny wrażeń? Wystarczyłoby, aby pochłonąć tej substancji zbyt wiele, usnąć i nigdy się nie obudzić. Ona by tak zrobiła. Dobrze, inna opcja, Edi nie wie co przyjmuję, myśli, że to narkotyk, daje się podpuścić i jedzie się ścigać na zbocze, po czym ginie, ponieważ to środek nasenny. Pokręciła głową. Bezsensu, tę opcję wyklucza jego fobia. Luc nie stronił od narkotyków, ale za każdym razem, kiedy ten chciał coś wziąć, brat Livii wysyłał go za drzwi. Pamiętała to dokładnie, bo raz, kiedy pokłóciła się z Louisem poszła z Edim do niego, tamten był z tego powodu bardzo rozbawiony, ale jednak kiedy przyszło co do czego to wyszedł. Dla niej istniała więc tylko jedna wiarygodna wersja: ktoś umyślnie zamordował jej brata. Pewnie były to dwie osoby, jedna zdecydowanie silniejsza. Wstrzyknęli mi to, aby nie było podejrzeń. Pojechali jego samochodem nad kanion, a potem po prostu zepchnęli auto, które miało się spalić wraz z ciałem i zatuszować wszelkie ślady. Zapomnieli jednak przypiąć go pasami i pod wpływem uderzenia siła wypchnęła Ediego przez szybę. Stwierdziła, że to nie wygląda zbyt profesjonalnie. Jak na zawodowców popełniono zbyt wiele błędów, na które policja ochoczo przymknęła oczy. Dla innych zapewne pierwszym podejrzanym byłby Luis. Nie dla niej, mógł o całej sprawie wiedzieć i nie kiwnąć palcem, tak z przekory, co by oznaczało, że dla niej i tak jest przegrany, jednakże nie wierzyła, że on to zaplanował. Musiała przecież szczerze przyznać, że on nie był w niej zakochany, stanowili związek z przysłowiowego braku-laku. Mieszkała z nim, więc zaspokajał swoje podstawowe potrzeby bez trudu, żył wygodnie, gdyby wyjechała to znalazłby sobie z łatwością kogoś innego i nie rozpaczał z tego powodu. Śmierć jej brata przyprawiła mu tylko problemów, bo ona znów popadała w depresję i powtarzał się schemat z czasu, kiedy zamordowano rodziców. Zresztą Edi nie przeszkadzał mu jakoś bardzo. Nie mieszał się w interesy, ścigał się jedynie, ale do tego każdy miał prawo. Trochę przegrywał, trochę wygrywał, nie był wybitny na tyle, aby ktoś go postanowił z tego powodu zlikwidować. Musiało być coś jeszcze, coś o czym nie miała pojęcia, ale planowała to odkryć. Brat nie należał do głupich, nie spotkałby się z nikim nad kanionem, chyba że przyszłoby mu do głowy się pojedynkować, ale czy było warto? Nikt nie przepadał za tą trasą, kiedy była uwzględniona w wyścigach to w imprezie brali udział tylko naprawdę uzdolnieni i doświadczeni kierowcy. Edi nie lubił tam jeździć, więc ograniczał tego typu wyprawy do absolutnego minimum. To by tłumaczyło czas jaki minął od podania leków do samego wydarzenia. Wielka szkoda, że nigdy nie odnalazł się telefon brata, może to powiedziałoby coś więcej. Jacyś ludzie chodzą teraz po ziemi z informacjami na ten temat i nie chcą się z nią podzielić. Jakie to było irytujące.
Zdenerwowała się na siebie, siedziała już tutaj ponad dwie godziny, paliła papierosy z uporem maniaka, stukała paznokciami bądź długopisem o biurko i tkwiła w miejscu wyjścia. Pamięć ją zawodziła. Powinna odnaleźć policjanta, który zajmował się tą sprawą. Na liście rzeczy do załatwienia znajdował się jeszcze dom rodziców oraz rozmowa z Luciem. Ten ćpun zapewne nic jej nie powie. Szkoda, bo byłby świetnym źródłem informacji, spędzał z Edim bardzo dużo czasu. Jeżeli tego dnia rzeczywiście mieli się ścigać nad kanionem, to tamten też musiał tam być. Tyle tylko, że podejrzewała, że nic takiego nie miało mieć miejsca. To wersja Luisa, która z pewnością chętnie zakrzywiał fakty, aby tylko nie przyszło jej do głowy nic głupiego. Może miał rację? W co ona się pakuję? Najważniejsze, że miała zaplanowane zajęcia na kolejne dni. Stanęła przed lustrem, uczesała się i wytuszowała rzęsy uśmiechając się ironicznie do własnego odbicia.
 - Jesteś kobietą Liv, co ma Ci pomóc jak nie urok? Przecież doskonale potrafisz owijać sobie facetów wokół palca, swoją bezradnością, tym, że z niczym sobie nie radzisz i pięknie wyglądasz. Sami uwielbiają Ci pomagać – pokiwała głową wyraźnie zadowolona z siebie. Teraz tylko pozostawało sprawdzić czy w policji pracuje ktoś kto by się do tego nadawał. Musi to zrobić zanim rozniosą się plotki.


***

Dwóch mężczyzn siedziało na tylnej kanapie samochodu, który powoli się przemieszczał. Można by odnieść wrażenie, że właśnie zwiedzają miasto, bo nie patrzyli na siebie tylko w okna, no i wymieniali jedynie szczątkowe informacje. Jeden z nich był nieco starszy, drugi natomiast wyglądał na takiego w sile wieku. Właściwie ciężko było określić.
- Mam to zrobić? – spytał młodszy, w jego głosie nie można było usłyszeć choćby drżenia z powodu emocji, jakby się ich zupełnie wyzbył. W powietrzu jednak czuło się napiętą atmosferę.
- Nie, jeszcze nie. Mamy czas. Musisz się jeszcze dużo nauczyć. Tyle lat cię szkolę, a ty nadal pewnych rzeczy nie umiesz zrozumieć. Sytuację trzeba prowadzić tak, aby z wad uczynić zalety. Z tej sytuacji wyjdzie coś złego, ale nie dla nas. Spokojnie, Olivia wymyśli jakąś pokrętną historię. Przecież cały czas mamy nad nią kontrolę – starszy pokiwał głową z delikatnym uśmiechem.
- Nienawidzę tego pieprzonego miasta – warknął drugi – jeżeli to już wszystko to wysadź mnie na lotnisku. Londyn czeka – dopiero teraz starszy zauważył, że jego towarzysz ściska w dłoni bilet. Nie pokazał mu, jak bardzo ta wiadomość go nie zadowoliła.
 
*********************
 Dla ciekawych świata na animacji rzeczywiście jeździ mazda RX7, to scena z szybkich i wściekłych, prawdopodobnie z "Tokio Drift". Jestem oddaną fanką NFS oraz tego typu samochodów. Jak będę miała pieniądze to sobie coś fajnego kupię w tym guście :)
Livia wraca w myślach do wypadku. Po dwóch notkach, w których właściwie przedstawiałam bohaterów przyszedł czas na poznanie podstawowych okoliczności.