piątek, 13 września 2013

Część druga





        Próg swojego nowoczesnego biura przekroczył równo o godzinie ósmej rano. Wszyscy byli już wtedy w ruchu, ale Loise nie sądził, aby musiał się gdziekolwiek śpieszyć. Nadpobudliwość Amerykanów czasem nieco go dręczyła i nie miała nic wspólnego z interesami w Szwajcarii. Tutaj wszyscy wstawali skoro świt, prowadzili zdrowy tryb życia i niezmiennie mieli przyklejone do twarzy sztuczne uśmiechy. Nie planował wpasowywać się w ten schemat, miał dość nałogów i wcale nie chciał dopisywać do listy pracoholizmu. Ważne, że jego sekretarka siedziała już za biurkiem i zajmowała się wieloma rzeczami za niego.  
       - Poczta czeka na swoim miejscu, od rana dzwoniły cztery osoby. Zostawiłam panu listę z krótkimi opisami. Przed chwilą odebrałam też telefon od pani Berg, nie może się do pana dodzwonić i prosiła o kontakt  – uśmiechnęła się, Loise pozwolił sobie na chwilę zawiesić na niej wzrok i stwierdzić, że gdyby nie wiek i fakt, że był żonaty zapewne zainteresowałby się swoją pracownicą. Atrakcyjna i pracowita kobieta, perfekcyjnie czuwała nad firmą i pilnowała jego terminów. Skinął głową odwzajemniając uśmiech i ruszył do swojego królestwa. Nie czuł się w nim może wyśmienicie, ale widok z oszklonej ściany był iście książkowy. Biuro mieściło się na trzydziestym drugim piętrze w Wells Fargo Center i kosztowało krocie. Żaden zwykły zjadacz chleba nie mógłby sobie pozwolić na kupienie tam chociażby kilku metrów. Loise nie był jednak biedakiem. Dorobił się na czymś zgoła innym, ale nie lubił o tym wspominać. W Stanach, można powiedzieć, wziął się znikąd, ale szczęśliwie nikogo to dotąd nie zainteresowało. Czasem tęsknił za poczciwą Lucerną, żyjącą swoim powolnym rytmem, ale szybko te wszystkie wspomnienia wypierał przypominając sobie, że tam również zdarzały się sytuację, które go męczyły. Położył teczkę na podłodze, po czym rozwiesił na oparciu skórzanego krzesła marynarkę. Zanim odpalił laptop bez większego zainteresowania zaczął przerzucać koperty. Nie wyglądało, aby wśród nich było coś ciekawego. Teraz nie korzystało się już z tradycyjnej poczty, no może czasem, w drodze wyjątku. Powinien powiedzieć Kathii, aby odfiltrowywała reklamy, bo niepotrzebnie traci czas na przerzucanie ulotek. Wśród sterty papieru znalazła się jednak jedna koperta, która zwróciła jego uwagę, szybko ją więc rozerwał wyciągając ze środka list. Poznałby to pismo wszędzie. Nawet gdyby starała się go oszukać to nigdy by jej się nie udało. Kropla potu spłynęła mu z czoła. Jednak nie da się uciec od przeszłości, a przecież taką miał nadzieję. Przeczytał cały tekst od razu skupiając się, aby żaden szczegół mu nie umknął. Niestety miał ostateczny dowód na to, że mimo wszelkich starań jakich dokonał, aby oboje mogli być w swoim życiu szczęśliwi, ona na własne życzenie chciała siebie samą zniszczyć. Wiedział przecież, że jej skłonności do autodestrukcji zawsze były bardzo silne i nie zadawalała się ani pieniędzmi, ani prezentami, ani uwagą, którą jej poświęcał. Sprawiała problemy, była trudnym dzieckiem od śmierci rodziców, z drugiej jednak strony przez to odczuwał za nią odpowiedzialność. Dlaczego mu to robiła? Czy nie starczało jej, że całe osiem lat tkwili w fatalnym, toksycznym związku? Przecież musiała mieć świadomość, że nic nie szło w dobrym kierunku i nie zapowiadało się, aby nagle zostali przykładnym małżeństwem. Może byłoby inaczej gdyby Livia potrafiła być przez chwilę normalna, ale nie, zawsze miała swoje rację. Jej rodzice zginęli kiedy nie skończyła jeszcze dwunastu lat, od tamtego czasu to on zaczął się nią zajmować. Wiedział, że to po części nie jest bezpieczne. Przychodził do domu Holmbergów przez cztery lata, blisko współpracował z jej ojcem, choć nie było to wcale łatwe. Kiedy zabito go razem z żoną, to on dostał w spadku jego dzieci: Livię i Ediego. Chłopiec zachowywał się poprawnie, właściwie zajmował się sobą i nie sprawiał większych problemów, chodził do szkoły, choć nie był geniuszem, organizował sobie czas na własną rękę, interesował się samochodami i rozwijał swoje pasję. Loise nie musiał się nim przejmować, zupełnie inaczej sprawa miała się w przypadku Olivii. Już dość kłopotliwym było to, że dziewczynka po kryjomu się w nim podkochiwała. Nie był głupi, widział to po jej oczach i zachowaniu, choć wolał nie reagować. Po stracie rodziców zamknęła się w sobie i przestała jeść. Zaprowadził ją na terapię i godzinami wmuszał posiłki, starał się spędzać z nią czas. Ze szkołą również nie było różowo, kiedy już pojawiała się w tej placówce to błyszczała wiedzą i intelektem. Często jednak buntowała się, wagarowała bądź nie odzywała się do nikogo przez całe dni. Zaproponował jej, aby przeniosła się do prywatnej szkoły, na co zgodziła się dopiero rok później. Kupował młodej Holmberg to, co tylko zechciała, ale to nie pomagało. Właściwie zajmowała większość jego wolnego czasu. Dzieci były obowiązkiem, więc automatycznie jego barwne życie towarzyskie przestało istnieć. Ostatecznie potknął się w dniu, kiedy wpuścił ją do swojej sypialni. Trudno było się z tego wytłumaczyć, ale do dziś czuł się tym faktem zawstydzony. Przecież ona była szesnastoletnią dziewczynką! Ze złością wrzucił do niszczarki zeszytowe kartki. Jakże był w tej chwili na nią wściekły. Przecież już ułożył sobie życie tutaj, w Los Angeles. Może nie idealnie, a jednak o wiele bardziej doskonale niż te w Szwajcarii. Miał żonę, piękną i młodą architekt wnętrz. Elizabeth była kochana i bezproblemowa. Jaka to odmiana kiedy ktoś cieszył się z każdego spotkania, z zapałem chodził na kolację, chętnie tańczył i nie miał wiecznego problemu z każdym drobnym szczegółem. Również prowadziła swoją firmę i znała życie na wysokim pułapie, oprócz tego właściwie niczego więcej od niego nie wymagała. Spędzali wspólnie czas oglądając filmy i chodząc do modnych miejsc, mieli dobrych znajomych, a jej przyjaciele go zaakceptowali i nikt nie wspominał natarczywie, że powinien sobie przypomnieć ile ma lat. Owszem to małżeństwo nie było całkiem bezinteresowne i przypadkowe, ale co najmniej Beth nic o tym nie wiedziała i wydawała się szczęśliwa, a on polubił sprawiać jej radość. Małe codzienne rzeczy. Chętnie zabrałby Elizabeth do Lucerny i umieścił w swoim starym domu, wtedy jednak Livia wydrapałaby jej oczy. Wreszcie przestał analizować życie i porównywać do siebie dwie kobiety. Stanął na rozstaju dróg, bo kompletnie nie wiedział co zrobić. Przyjrzał się swojemu terminarzowi i zmarszczył brwi. Przeszłość nie zniknęła i nie powinien się jej w tej chwili wypierać. Nie zamierzał chronić Livii. Ten etap dobrego ojca miał już za sobą, czas, aby zadbał o swoje interesy. W tym jednak rzecz, że jeżeli Holberg zacznie grzebać to odkopie stare wydarzenia, te o których już dawno nikt nie słyszał. Czy była do tego zdolna? Wiedział, że jest zdeterminowana, a to sprawia, że ludzie potrafią więcej niż zwykle. Zresztą przecież był świadomy, że bądź co bądź, ale jego wychowanka to diabelsko inteligentna kobieta, a w tej sytuacji stawiała na szali swoje życie. Nie powinna rezygnować z terapii. Zbyt wiele rzeczy tam ciążyło, a on miał już swoje czterdzieści pięć lat i skoro chciał mieć swój ogródek na emeryturze to nie powinien się wtrącać i wracać do dawnych czasów. Był jednak pewien, że chce trzymać rękę na pulsie. Przelotnie spojrzał na kartkę z telefonami, oddzwonił i umówił wszystkich na następny dzień. Ostatnie połączenie jakie wybrał było skierowane do Elisabeth. Miała włączoną automatyczną sekretarkę, więc pewnie była czymś zajęta. Nagrał dla niej krótki komunikat, że wybiera się na spotkanie i zadzwoni jak z niego wyjdzie. Z najniższej szuflady swojego biurka wyciągnął scyzoryk i delikatnie rozciął dno podszewki w skórzanej torbie. Dwa i pół roku temu włożył tam na wszelki wypadek pewien kontakt. Przeszedł czas, aby go odbezpieczyć. Kartka zawierała numer telefonu zapisany za pomocą liter, analogicznie jak w klawiaturze klasycznego telefonu, z którego teraz już niemal nikt nie korzystał. Z dziwną ostrożnością wybijał kolejne numery, po trzech sygnałach ktoś po drugiej stronie odebrał telefon.
 - Mówi Lui. Potrzebuję się spotkać – powiedział rzeczowo, przez chwilę potem nastąpiła cisza. W końcu padł adres, Loise nie pytał o godzinę. Wstał i wyszedł tłumacząc swojej pracownicy, że nie będzie dziś dla nikogo dostępny. Półtora godziny później siedział już w salce dla vipów w jednej z restauracji. Nie był to może lokal na najwyższym poziomie, jednak nie należał do najgorszych. Z przeciwnej kanapy spoglądał na niego Sven Ackerman. Tego człowieka nazwałby swoim tajnym agentem, nie posiadał go jednak na wyłączność, oprócz tego były oficer nie należał do osób tanich i prostych we współpracy. Był konkretny i wymagał tego samego od klienta. Właściwie Sven to jedyna znana mu osobą, która nadal kontrolowała interesy w Szwajcarii wiodąc mało spokojne życie tutaj, w Los Angeles. Matka Ackermana była rodowitą Amerykanką, więc jej syn po czterdziestce również się tutaj przeprowadził, nie jednak po to, aby swoje życie zmienić, ale aby dołączyć do kręgów rodzinnych. Czarne interesy miał we krwi, choć spoglądając na niego nie każdy by się tego spodziewał. Miał już dobre sześćdziesiąt pięć lat, a jego twarz nasuwała na myśli poczciwego dziadka. Niewiele zostało z dawnej, wojskowej postury, teraz był przeraźliwie chudy i w połowie łysy. Berg nawet zastanawiał się czy nie jest ciężko chory, bo wyglądał jakby wybierał się na cmentarz i bynajmniej nie po to, aby kogoś tam odwiedzić.
 - Jak się domyślam masz dla mnie robotę? – powiedział spoglądając na Loisa. Kiedy widział go ostatni raz? Bardzo dawno, ale za dobrych czasów Lui zapewniał mu niemal połowę zleceń.
 - Chodzi o Holmberg. Chce mieć ją na oku. Zaczyna grzebać. Po prostu wolałbym to kontrolować, wiedzieć na jakim jest etapie. Kogo byś mi polecił? – spytał. Sven zastanowił się chwilę. Nie chciał wykluczyć się z zysku z tej misji, więc musiał wskazać kogoś swojego, ale też takiego, aby nie było żal marnować go na obserwację szalonej dziewczynki. Nigdy nie powiedziałby o tym Loisowi, ale tak właśnie nazywano jego dawną kochankę w kręgach. Zresztą pewnie sam widział, że z nią nie wszystko do końca dobrze. Nadawała się do wariatkowa, ale nie było nikogo kto by ją tam zaprowadził. Szkoda. Tyle tylko, że gdyby jej nie było nie miałby okazji zarobić, a potrzebował dużo pieniędzy.
- Piter – odpowiedział po chwili - rozumiem, że Holmberg ma robić to co chce, a Ty masz tylko dostawać raport z tego co się w jej życiu dzieje? – spytał, powinni dogadać warunki umowy.
- Tak, ale to nie jest „tylko”. Ona chce dowiedzieć się kto zabił jej rodzinę. Wydaję się być zdesperowana. Zależy mi na tym zadaniu, dobrze wiesz dlaczego – podkreślił Loise. Sven nie do końca wiedział, przecież ten mu się nigdy nie spowiadał, ale tego nie skomentował. Bądź co bądź szalona dziewczynka raczej nie sprawiała zagrożenia. Były wojskowy zakołysał swoją szklanką
- Piter to dobry człowiek. W Lucernie jest co prawda od półtora roku, ale robi świetne postępy. Ma trzydzieści dwa lata i jest oddany. Nie masz co się martwić, posiada dobre kontakty także będzie idealnie pasował do Twojej misji. Oprócz tego to bystry chłopak – pominął fakt, że nie wyszkolił go na strzelca, nikogo nigdy nie zabił i nie ochrzczono go. Był po części rekrutem, a Loise przecież tego nie sprawdzi. Zresztą czego innego miałby się spodziewać? Ważni członkowie mają inną robotę do wykonania. Bieganie za Olivią nie zapowiada się przecież emocjonująco. Zresztą Piter był literatem, więc z powodzeniem będzie przesyłał mu kwieciste raporty.
- Chce wiedzieć gdzie mieszka, z kim i w jakie miejsca wychodzi, co robi przez cały dzień. Wszystko oprócz korzystania z toalety – stwierdził Berg, choć mogłoby się wydawać, że to żart Loise traktował sprawę nad wyraz poważnie. Nie chciał mieć kłopotów, zbyt wygodnie sobie tutaj żył. Spotkanie ze Swenem zakończyło się dobiciem targu. Berg nie był przekonany co do Pitera, ale ostatecznie nie miał zbyt wielu wyjść i zgodził się go wypróbować za nieco mniejszą stawkę, jeżeli po dwóch tygodniach będzie z niego zadowolony to niestety wrócą do wyjściowej kwoty. Mógł zapłacić, lewe konto nadal było pełne, więc nie będzie go to szaleństwo dźgało w kieszeni. Loise nie był tak głupi, aby sądzić, że wystarczy mu jeden człowiek do obserwacji. Jadąc samochodem przez centrum Los Angeles wciąż zastanawiał się skąd ma wziąć zaufanego fachowca od komputerów i telefonów? Musiał mieć przecież na to wszystko monitoring.  Jedyna osoba, która mu w tej chwili przychodziła do głowy to Luc. Z nim był mianowicie jednak jeden zasadniczy problem, był najlepszym kumplem Ediego, kiedy ten jeszcze niczego nieświadomy chodził po ziemi. Nie szukał zabójcy przyjaciela po jego śmierci, jednak nie wiadomo co może się stać, kiedy podsunie mu się śledztwo na ten temat pod sam nos. Zresztą mimo swojego talentu Szwajcar nie dorobił się niemal niczego, ponieważ był kapryśny i nie przykładał się do żadnego zlecenia. Bez odpowiedniego szacunku niczego w tej branży nie osiągniesz. Zatrzymał się na pierwszym napotkanym parkingu, wyciągnął spod siedzenia drugi telefon na kartę z nieuruchomioną jeszcze nigdy Sim. Przezorny zawsze ubezpieczony. Zrobił to pierwszy raz. Z zacięciem szukał w głowie mailowego adresu i hasła. Przypomniało mu się. Wszedł na darmowy serwer pocztowy i wklepał pożądane literki. Zadziałało. Utworzył nową wiadomość bez tytułu, w treści wpisał „ Luc Koertig – Szwajcaria, Lucerna”, na końcu dodając numer skrytki pocztowej, którą wykupił na fałszywe nazwisko zanim się ożenił. Jeżeli chłopak okaże się czysty lub też jego historia będzie przychylna to go zatrudni. Nie ma sensu szukać wiatru w polu. W końcu chciał mieć tylko wgląd do jej komputera i telefonu.  

------------------------------------------
Ta część jest delikatnie krótsza od poprzedniej, aby Wam się przyjemniej czytało. Tym razem przedstawiam Loisa, jak Wam się podoba? W początkowych częściach bohaterowie będą wspominać przeszłość, aby pożądane fakty były znane.  
Będę poszukiwała bety. Na razie jakbyście znaleźli błędy to proszę poprawiać. 

11 komentarzy:

  1. Wow.
    .
    .
    .
    Mój głupi telefon skasował mi tamten komentarz, więc napiszę w skrócie.
    Super. Naprawdę fajnie mi się czytało, dobrze, że przedstawiłaś Loiska :)
    Livcia, niesforne z ciebie ziółko :) Choć Lois sam jest sobie winien. Nikt mu nie kazał wpuszczać do sypialni Livię.
    Chociaż zaczęłam ją rozumieć. Ona tęskni jeszcze bardziej, niż Belka za Edziem(żart)
    Nowy rozdział pojawi się jeszcze dziś, więc zapraszam :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że go przedstawiłaś choć sama jeszcze nie wiem czy go lubię, czy tez nie xD
    Jestem ciekawa kiedy Liv dowie się o jej... ogonku, który śledzi każdy jej krok poza chwilami, gdy korzysta z toalety ><
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiadomo, że sporej ilości gotówki na "czystych" interesach się nie uzyska :p Cóż za miły gest, że nie chce mieć wglądu co ile korzysta z toalety. Jednak ciekawi mnie czy bohaterka dowie się, że jest szpiegowana czy może np zmieni telefon wraz z numerem ;)

    [http://wybranka-cienia.blogspot.com/]

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaborczy drań:) W żuciu nie spojrzałabym na kogoś kto zakłada na mnie sidła w postaci zaawansowanego szpiegostwa. Chyba go nie polubię...

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam :) Znalazłam link do Twojego bloga w SPAMie u mnie i postanowiłam zaglądnąć, ale to ostatni raz, ponieważ wchodzę tylko na blogi tych, którzy oprócz zostawiania linków czytają i komentują mój :) Co za tym idzie liczę na rewanż ;)
    Co do tekstu... Super :) Serio, jak nie czytam tego typu rzeczy, to tu mnie zaciekawiłaś. Nie mogę Ci obiecać, że będę stałą czytelniczką, ponieważ jak mówiłam, nie czytam tego typu rzeczy i zależy to od tego, w jakim stopniu zaciekawi mnie następna część i jak bardzo przywiążę się do bohaterów :) Co do naszego drania... Możliwe, że go polubię :D Czekam na next i komentarz u mnie ;3 Link zostawię Ci w Spamowniku, żeby nie było xd
    Pozdrawiam,
    Weronika

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten pan wydaje mi się dość mroczną personą. Nie polubiłabym gościa, gdybym miała okazję poznać takiego. Nie podoba mi się to, że chce śledzić Livię, ale mam wrażenie, że sama się o to prosiła pisząc do niego ten list.
    Czekam na dalszy ciąg!

    Ps. Jak dla mnie mogą być też dłuższe rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej!
    I WOW!!!
    Muszę przyznać, że wchodząc na bloga myślałam, że będzie to kolejne fanfiction- i tu było moje pierwsze zaskoczenie ( oczywiście pozytywne) zaraz potem jak zwykle przeszłam do zakładki 'bohaterowie' i kolejne WOW! Dziewczyno, muszę przyznać, że masz ogromny talent! Piszesz naprawdę świetnie, a sam pomysł z tą historią- zniewalający! :)
    Jest wiele tajemniczości, zadziorności... nic nie jest super ekstra kolorowe, ani oczywiste! Jestem zdecydowanie na TAK:)
    Przyznam szczerze, że zakochałam się w tej częsci! :)
    Postać Luise jest dla mnie zagadką... bardzo mroczna postać, ale i moja ulubiona w tej histroii ;)
    Wkurzyłam się trochę na niego, gdy postanowił śledzić Olivię... a raczej zawiodłam. Ale cóż, szokujące momenty muszą być :)
    Podziwiam Olivię za jej temperament i wspaniały charakter:)
    Czekam z niecierpliwością na NN! :)
    Całuski! xx

    Chciałabym Cię również zaprosic do mnie, zalezy mi na twojej opinii :)
    Obserwacja za obserwację? :)
    http://new-life-new-me-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On musiał wykonać jakiś krok - głównie dlatego, że jest również główną postacią w tym opowiadaniu, gdyby to po prostu olał to straciłby zupełnie na znaczeniu.

      Usuń
  8. Cześć!
    Powiem szczerze, że jestem zaskoczona. Nie powiem, że trafiłam tu przypadkiem, bo za pośrednictwem innego bloga ;-) Ale szukałam czegoś ciekawego do poczytania. Niby czytam tyle opowiadań, ale ciągle mi mało! Duże wrażenie zrobił na mnie szablon. Podoba mi się i zachęca do dalszego "zagłębiania się" w bloga ;-) Co prawda przeczytałam tylko ten rozdział na stronie głównej, ale jak tylko skończę pisać komentarz zabiorę się za zaległy! Zakładkę z bohaterami i informacjami przejrzałam już na samym początku i bardzo mnie... zaintrygowała ta historia ;-)
    Lubię historie z nutką tajemniczości. Ah! I już nie mogę doczekać się nowego rozdziału!
    Byłoby mi miło, gdybyś poinformowała mnie o nowym wpisie ;-)
    Przy okazji, skoro już tu jestem, chciałabym zaprosić Cię na mojego bloga. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu (staram się roztoczyć w nim aurę tajemniczości, buntu i pożądania ;-)) i być może zostawisz swoją opinię...? Niby nie jest ona ważna, ale zawsze wspaniale czyta się nawet te krótkie komentarze o miłej treści. Oczywiście nie nalegam, jest to Twoja własna wola. ;-)

    Tak więc serdecznie Cię zapraszam i ze zniecierpliwieniem czekam na nowy rozdział ;-)

    Pozdrawiam!

    http://idealny-swiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest szósty rozdział :)
    Zapraszam :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuje za poinformowanie mnie o nowej notce na Twoim blogu, szczerze? Chcę Ci za to podziękować. Swoim stylem pisania zdobyłaś moje serce. Przeczytałam parę zdań i już wiedziałam, że zostanę tu na dłużej :) Zaintrygowała mnie twoja twórczość. Czuję, że to będzie coś wyjątkowego. Z niecierpliwością czekam na kolejny.
    Pozdrawiam :*

    PS. Przy odrobinie wolnego czasu oraz chęci serdecznie zapraszam Cię na drugi rozdział, na: http://odcienie-uczuc.blogspot.com. Będzie mi niezmiernie miło jeśli zechcesz zerknąć :)

    OdpowiedzUsuń